Historia wieży kościelnej w Żywcu rozpoczyna się w 1587 roku, kiedy to murarzowi nie zapłacono należnego honorarium za wykonaną robotę. Wkrótce po tym piorun uderza w wieżę po raz pierwszy.

Gdy zmarł dłużnik, jego szafarz odmówił wywiązania się z obowiązku zapłaty. Sądownie kazano mu przysiąc, że w zasobach po zmarłym nie pozostało na to żadnych funduszy. (...) W ówczesnych czasach wczasach wierzono, że kłamstwo, fałszywe świadectwo ściągnie na człowieka boski gniew, karę na ciele i duszy, a nawet wieczne potępienie.

Z kroniki Andrzeja Komonieckiego wiadomo, że w 1587 roku Krzysztof Komorowski - kasztelan oświęcimski kazał wieżę żywiecką obić blachą miedzianą.

Sprawa żywieckiej wieży przez następne lata niepokoiła mieszkańców Żywca i zaprzątała myśli kronikarza, który ciągle dopisywał nowe zdarzenia rozgrywające się wokół niej. W 1643 roku podjęto kolejną naprawę wieży, ale rzeczy nie potoczyły się tak, jak powinny, gdyż właśnie w tym czasie:

(…) piorun w [nią] uderzył (już po raz trzeci od jej wybudowania), ale żadnej szkody nie uczynił, tylko trzaski na piętrze zapalił, które zaraz zgaszono. Wiatr zrzucił z pietra deskę, która Tomaszowi Chwostkowicowi, do szkoły na naukę idącemu, na cmentarzu końcem w palec wielki u nogi uderzył. Skąd przybiegłszy do szkoły, biegał, nic nie mówiąc, a uwidziawszy krew, omdlał. Na ten palec został kaleką do śmierci, bo mu go ta deska ucięła. Potem księdzem został i mansjonarystą na zamku krakowskim.

Piorun sam w sobie jest zjawiskiem budzącym lęk, a gdy uderzał  raz po raz w wieżę kościelną, częściej niż w inne miejsca, upatrywano w tym złe wróżby, biorąc pod uwagę częstotliwość uderzeń, jak i okoliczności. Dziwił również piorun pojawiający się zimą co miało miejsce.

6 lutego 1680 roku w dzień Świętej Doroty o godzinie 3.00 w nocy po raz czwarty piorun uderzył w wieżę. Po drucie zleciał i wpadł w mur. Skąd najpierw ankry w murze zapalił i przez trzy dni ogień w nich gorzał i tlał, aż ledwie go ugaszono.

9 lipca piorun uderzył znów w wieżę kościelną i św. Antoniemu trepki srebrne z nóg zrzucił. Wtedy uczynił też wiele innych szkód i znaków. Naprzód kapitelu na wieży na słupie narożnym sale od szkoły kawalec ubił, w wieży kościelnej dziurę znaczną uczynił i gontów wydarł, po czym oknem w kościół wpadł i w kaplicy ołtarz Najświętszej Maryi Panny około samego obrazu w ramach złoto malarskie, aż do wierzchu samego opalił, w oknach kamienie urwał.

Późną jesienią 1697 roku piorun nadwątlił wieżę. Tu kronikarz upatruje to jako karę za grzeszne zachowanie mieszkańców Żywca. PW rozumieniu tamtych czasów piorun to nie tylko ostrzeżenie, ale narzędzie karzące Opatrzności Bożej.

(…) Piorun na wieżę żywiecką uderzył, gdy kościelną więźbę nową dwaj Niemcy Wojciech i Paweł Ederowie z Salzburga rodem cieślowie sumę złotych 1100 wybudowali i gontami nakryli, na której wystawiwszy wieżyczkę dla sygnansów dwu i gdy krzyż z gałką postawiono, w którą partykuł relikwiej z głów świętych Panienek od świętej Urszule zachowano i włożono, po trzy razy przy tej gałce wypijając, z pistoletów strzelali, po czym zaraz wiatr wielki powstał, a po nim piorun uderzył i wpadł w ankry wieże starospalone i one zatlił, aż ich wygaszono. Co to już szósty raz uderzył na tę wieżę żywiecką.

Podejmowano nawet próby zapobiegania tym uderzeniom pioruna poprzez umieszczenie w każdym oknie „Agnus Dei" i relikwii głów Świętej Urszuli i innych świętych.

(…) W 1711 roku, po zaćmieniu miesiąca, dnia czwartego widocznego, który się wszytek po zachodzie słońca zaćmił, po nim dnia wtórego sierpnia miesiąca po północy w niedzielę na święto Panny Marii Angielskiej (…) piorun na wieżę żywiecką wielkim trzaskiem uderzył w gałkę samą pod krzyżem.

Pożar trawi najpierw wieżę, potem stopniowo ogarnia i całą świątynię. Ogień niszczy również podstawę krzyża. Dzieją się rzeczy straszne.

(…) A lud patrzący płacz i krzyk wielki uczynił, a płomienia widać spod blachy nie było.

Nie pomogła akcja ratownicza. Spalił się dach kościoła i cała wieża. Wszystko się zwaliło i nawet ołtarz „snycerską robotą sztucznie" wykonany spalił się, bo w „kościele jak w piecu jakim ognistym" nie było szans, aby cokolwiek się uratowało.

(…) Pewnemu cieśli, zaangażowanemu w  ratowanie wieży, blacha ognista na grzbiet upadła, aż się na ziemię wywrócił i suknia się na nim chwyciwszy, gorzałą, a on mdlał, aż  ludzie wodą oblawszy go, ogień zagasili, a jego zaledwie okrzesili.

Straty spowodowane pożarem były ogromne i nie do odrobienia. Na tym jednak historia się nie kończy. Andrzej Komoniecki w swojej kronice opisuje wiele przestróg i znaków, które tę ruinę kościoła uprzedzały. Było ich wiele.

A oto niektóre z licznych zapowiedzi tego nieszczęścia jakim był całkowity pożar kościoła i wieży:

- (…) roku przeszłego w święto Narodzenia Panny Maryjej (…)] rój pszczół na kaplicę w kopułę przyleciał i przez trzy dni tak pozostawał na sklepieniu, które wywróżyć miały ogień, który spalił kościół;

- dnia czwartego przed ruiną było zaćmienie słońca, trwające dwie godziny;

- zegar na wieży tej będący, w dzień i święto świętego Jakuba Apostoła i po tym kilka razy bez przystanku bił sam;

- miech wielki organowy głosy różne z siebie wydawał;

- waga zegarowa z wielkim zgrzytem pod wieżę upadła i cud, że nikogo nie zabiła;

w Święto Wielkanocne po brackiej mszy świętej, świeca wielka po Ewangelii wywróciła się i upadła wzdłuż ołtarza.

(…) Miasto nie mogło zostawić tak przerażających i smutnych ruin i trzeba było świątynię odbudować: 27 listopada na pierwszą niedzielę adwentu kościół żywiecki w chórze przednim dokończono i wychędożono, po ruinie przez piorun uczynionej. Gdzie ołtarz wielki z desek na Grób Boży zrobionych i pomalowanych do czasu wystawiono, krucyfiks środku kościoła tęcze we środek wstawiwszy, a na wierzchu obraz Panny Maryjej Myślenickiej odtąd tam mu darowany i najpierwsze roraty przed nim się odprawiły.

Można by prawić, że historia wieży kościelnej i inne dziwne wydarzenia, które działy się w Żywcu w owym czasie są swego rodzaju pouczeniem, wiadomo jednak, że ludzie tłumaczyli sobie zjawiska pogodowe i zbieżność losu w nadprzyrodzony sposób. Można pokusić się, o wniosek, iż wieża była najwyższym punktem w Żywcu, pokryta metalem, działającym jak antena, co powodowało ściąganie piorunów.

 

Widok na wieżę kościelną z rynku

Źródło: Piotr Kowalski „Świat Andrzeja Komonieckiego, Kronikarza Żywca", Studia z antropologii historycznej

Zdjęcia: Magdalena Sporek

Udostępnij Drukuj E-mail